Beatyfikacja o. Zbigniewa Strzałkowskiego 2015-12-06

Wczoraj 5 grudnia w Peru w miejscowości Pariacoto miała miejsce beatyfikacja naszego wielkiego rodaka, o. Zbigniewa Strzałkowskiego, który ze swym współbratem o. Michałem Tomaszkiem został zamordowany w Peru z nienawiści do wiary.

Okoliczności męczeństwa ojców Zbigniewa i Michała
9 sierpnia 1991, gdy rewolucjoniści przyszli do Pariacoto, szukali również władz cywilnych. Ponieważ alcalde (wójt) miasteczka nadal sprawował władzę i miał oparcie w ojcach franciszkanach, jego również ujęto i pod zarzutem malwersacji skazano na śmierć. Szukano też innych, ale nie było tam nikogo uzbrojonego. Gdy ujęto misjonarzy, zmuszano ludzi z wioski, by brali udział w ich osądzie, ale mieszkańcy nie chcieli. Rewolucjoniści mówili także, że oddadzą misjonarzy z powrotem, że to tylko działanie prewencyjne. Jak dobrze dziś wiemy, kłamali. Wywieźli ich obu razem z wójtem poza wioskę i tam ich zamordowali.
Gdy wycofywali się w górę samochodami, które zabrali z naszego klasztoru, po drodze spotkali jeszcze jednego samorządowca, wracającego z najbliższej wioski. Było to około godziny wpół do dziesiątej. Zarówno rewolucjoniści, jak i on rozpoznali się nawzajem. Na miejscu zastrzelili go, po czym spalili jego samochód. Naszymi autami wjechali na wysokość 3000 metrów n.p.m., tam polali je benzyną i również podpalili. Pariacoto znajduje się niżej, na wysokości ok. 1200 m n.p.m.
Wszyscy, którzy znajdowali się w domu, byli bardzo przestraszeni. Akurat wówczas w klasztorze mieszkało dwóch ojców i trzech postulantów. Na wieczorną mszę świętą przyszły też siostry zakonne, ale nie wszystkie, bo miały swoje zebranie przełożonych w Limie. Na miejscu, w Pariacoto były tylko trzy. Jedna staruszka, która nie wiedziała w ogóle, co się dzieje, przespała spokojnie całą noc. Druga była na mszy z młodzieżą i została na spotkaniu, które odbywało się później. Trzecia zaś wróciła wcześniej do domu. Gdy zabrali Ojców, nikt nie wiedział, co robić. Siostra Berta, która jechała z nimi chwilę w samochodzie, ale została z niego wyrzucona, gdy wróciła była kompletnie roztrzęsiona. Ona również nie wiedziała, co dalej robić. Był wówczas jeden telefon w wiosce, ale tego wieczoru tajemniczo... zniknął! Co ciekawe, następnego dnia pojawił się z powrotem. Gdy znaleziono ciała misjonarzy, poinformowano o tym resztę wioski. Nie tknięto jednak męczenników, lecz pilnowano ich z oddaniem, by nic się z nimi nie stało. Wierni czuwali i modlili się przy nich. Wszyscy byli zrozpaczeni, lamentowali. Niektórzy ludzie bali się, nie wychodzili z domów.



<< wstecz
© Parafia p.w. Świętego Krzyża i Matki Bożej Nieustającej Pomocy w Tarnowie